Blog Muzyczny o Tytule Roboczym

Robotogodzinami o Muzyce

Lady Gaga – Let’s Dance

lady-gaga_photoW duchu akcji „skróć, facet, te notki” nie będzie dziś nic o albumach. Będzie dziś o kilkaset znaków zwięźlej, niekoniecznie normalniej, ale tego raczej oczekiwać nie należy. Tematem dzisiejszego wywodu będzie moje ulubione „guilty pleasure*” ostatnich dni a mianowicie Let’s Dance Lady GaGa.

Numer raźno hula po rozgłośniach i stacjach muzycznych, nic więc dziwnego, ze zaskoczył. Inna rzecz, ze zaskoczyłby bez tego, ale to „układaczom” mainstreamowych radiowo-telewizyjnych playlist nalezą się kudosy za wyciągnięcie tej perełki z dna i pięciu ton mułu pod nim. Tak, to ten sam kawałek z teledyskiem, w którym to hoża posiadaczka blond peruki na suto zakrapianej imprezie triumfalnie dosiada nadmuchiwanego delfina (orkę, walenia, nieważne) w równie nadmuchiwanym basenie o wymiarach 2 na 2. Niewiasta owa reprezentuje coraz śmielej sobie poczynającą scenę wyskokowych singer/songwriterek**, której bodajże najjaśniej świecącą gwiazdą jest Nelly Furtado. To, co charakteryzuje obie panie to popowa konwencja prezentacji siebie i swych tworów. Swoich, bo same sobie, skubane, piszą te kawałki, teksty do nich niejednokrotnie płodzą a od czasu do czasu na koncertach sięgną po wiosło (to w przypadku Furtado) bądź obsłużą Steinwaya ( GaGa jest absolwentką pewne elitarnej muzycznej szkoły w The USA). Nie trzeba chyba wspominać, jak przez te muzyczne „kombajny” czuć musi się Britney czy Christina. Tym bardziej Let’s Dance docenić powinni wszyscy, którzy bardziej cenią idee DIY*** niż solidne plecy z Klubu Myszki Miki.

Zarówno kawałek jak i teledysk nie pozostawiają wątpliwości, kto tu rządzi. Mocny (barwą zbliżony do posiadanej przez wspomnianą wcześniej Aguillerę) i sprawny głos Germanotty (bo tak brzmi jej rodowe nazwisko, chyba nikt się niespodziewał, ze…) dzielnie zaznacza terytorium, stąd tez skądinąd wokalnie niezły Colby Odonis uznać musi jej wyższość, zgiąć kark pod skurzanym pejczem jej uroku oraz nadziewanymi elektroniką jak indyk na Thanksgiving Day**** dźwiękami. Refren jest tak zaraźliwy, ze wyprzedziłby na liście dolegliwości świerzb i różyczkę, zresztą i kolejny singiel Poker Face pozwala przypisać młodej DJ-ce (takie ma ponoć hobby po pracy) niezwykły dar tworzenia chwytliwych melodii. Efektu nie był wstanie zepsuć nawet pojawiający się przez dosłownie ułamek sekundy, działający mi na nerwy, Akon. Swoiste wyciągniecie GaGi za uszy z otchłani undergroundowej elektroniki to chyba jedyna jego zasługa dla ludzkości.

*,**, ***, **** – sponsorami dzisiejszego wpisu były anglicyzmy, urbandictionary.com literka G.

Hajlajtem jest oczywiście jazda na dmuchanym stworzeniu wodnym.

Filed under: Tracki, , , , , , , ,

hiro.pl

Kwiecień 2024
Pon W Śr Czw Pt S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930